[ Pobierz całość w formacie PDF ]

konsultanta ginekologicznego. Rozmowa doszła do punktu, w którym Marissa
przestała się dziwić, że jej podejrzenia w końcu się sprawdziły. Poczuła się
prawie nagrodzona tym, że części tej układanki zaczęły do siebie pasować. Jeśli
Goldman nie skontaktowałby się w sprawie tych wyników, była gotowa osobiście
porozumieć się z mężem Evelyn. Usłyszała pukanie do drzwi, po czym pojawiła się
jej sekretarka. Trzymała w ręku książkę zapisów.
- Czy chce pani teraz przejrzeć wizyty? - spytała. - Nie, nie teraz - rzekła
Marissa. - Mamy małą zmianę w planie zajęć. Muszę na chwilę wyjść. Zrobimy to,
gdy wrócę.
Wzięła swój płaszcz. Podjęła nagłą decyzję. Problem tej choroby był zbyt ważny,
aby go zignorować. Musiała zbadać sprawę. Robert powinien to zrozumieć.
Porozmawia z nim poważnie. To już nie będzie rozmowa półserio. Postanowiła pójść
do niego do pracy. Po dobrze przespanej nocy obydwoje mogą być w nastroju
bardziej sprzyjajÄ…cym dyskusji.
Odjeżdżając z garażu kliniki, Marissa czuła się tak dobrze, jak nigdy w ciągu
minionych miesięcy. Robiła właśnie to, co powinna była zrobić dawno. Miała
wyjaśnić Robertowi swoje poglądy i wysłuchać jego. Powinni powstrzymać
rozwijającą się spiralę niepowodzeń.
W dolnej części Bostonu parkowanie było płatne. Pozostawiła samochód dozorcy
przy hotelu  Omni Parker House i wcisnęła mu do ręki pięciodolarowy banknot.
Gdy wyraz twarzy tamtego nie zmienił się, dodała następny. Nie miała ochoty na
targi. Przecinając School Street, weszła do eleganckiego odnowionego budynku
ratusza, w którym mieściło się biuro Roberta. Pojechała windą na czwarte piętro
i skierowaÅ‚a siÄ™ do drzwi z wytrawionym na szkle napisem BIURO FINANSÓW RESORTU
ZDROWIA. Odetchnęła głęboko i weszła.
Recepcja urządzona była elegancko, dekorowana bogatą mahoniową boazerią,
fotelami obitymi skórą, podłogą wysłaną orientalnymi dywanami. Recepcjonistka
poznała Marissę i uśmiechnęła się. Właśnie rozmawiała przez telefon. Marissa,
znając wnętrze na pamięć, poszła wprost do biura Roberta. Donna, jego
sekretarka, nie siedziała przy swoim biurku, ale parująca filiżanka kawy
wskazywała na to, że nie może być daleko.
Marissa podeszła do drzwi gabinetu Roberta. Zerknęła na telefon sekretarki
sprawdzając, czy świeci się któraś z lampek telefonów wewnętrznych. Nie chciała
mu przeszkadzać w rozmowie. Widząc, że wszystkie lampki są wygaszone, Marissa
lekko zapukała i weszła.
Spowodowała gwałtowne poruszenie: Donna wyprostowała się, a Robert omal nie
spadł z fotela. Szybko jednak usiadł z powrotem. Donna z zakłopotaniem obciągała
krótką spódniczkę i poprawiała sznur pereł wokół szyi. Włosy, które zwykle
spinała w ogon, były częściowo w nieładzie.
Oniemiała Marissa patrzyła na męża. Miał obluzowany krawat i rozpięte dwa guziki
koszuli.
Jego blond włosy, zwykle starannie uczesane, były zmierzwione. Na dywanie przy
biurku Roberta spostrzegła parę butów na wysokim obcasie. Scena była tak
banalna, że nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. - Może powinnam wyjść na
kilka minut - rzekła w końcu. - I dać wam czas na dokończenie pracy.
To powiedziawszy, zaczęła się wycofywać z pokoju. - Marissa! - zawołał Robert. - Czekaj! To nie
było to, o czym myślisz! Donna tylko masowała mi ramiona. Donna! Powiedz jej!
- Tak! - potwierdziła Donna. - Masowałam ramiona. Był taki napięty.
- Wszystko jedno - rzekła Marissa z nieszczerym uśmiechem. - Lepiej pójdę. Poza
tym
przemyślałam tę sprawę, o której mówiliśmy wczoraj wieczorem. Pojadę do
Australii na kilka
dni.
- Nie! - krzyknÄ…Å‚ Robert. - Zabraniam!
- O, czyżby?
Po tej odpowiedzi Marissa gwałtownie się odwróciła i wyszła z gabinetu męża.
Słyszała, że woła za nią, by natychmiast wróciła, lecz nie zareagowała.
Recepcjonistka, słysząc krzyki swojego szefa, popatrzyła na nią z wyrazem
zainteresowania, lecz Marissa uśmiechnęła się i szła dalej. Podeszła wprost do
wind i nacisnęła guzik  W dół , nie oglądając się na drzwi biura Roberta.
Była zadowolona, że windą jechała sama. Pomimo ogarniającej ją wściekłości,
poczuła, że po policzkach spływają jej gorące łzy. - Skurwiel - rzekła
półgłosem.
Przechodząc przez School Street, wstąpiła do  Omni Parker House i zadzwoniła do
biura linii lotniczych. Następnie odebrała kluczyki samochodowe od dozorcy, po
czym pojechała okrężną drogą przez dolny Boston i wyjechała w kierunku Cambridge
Street.
Zaparkowała na parkingu Lecznicy Okulistyczno-Laryngologicznej i weszła na
oddział ostrego dyżuru.
Sprawdziwszy obydwa gabinety okulistyczne, znalazła Wendy w jednej z mniejszych
sal chirurgicznych, pomagającą młodszemu stażyście w operacji. Gdy Wendy
skończyła, Marissa odwołała ją na bok.
- Nadal chcesz jechać do Australii?
- Pewnie - odparła Wendy. - Wyglądasz na nieco zdenerwowaną. Czy wszystko w
porzÄ…dku?
Marissa udała, że nie słyszy pytania.
- Kiedy możesz jechać?
- Kiedykolwiek zechcę - odpowiedziała Wendy. - A kiedy ty chcesz? - Co myślisz o jutrze? -
spytała Marissa. - O trzeciej piętnaście jest amerykański rejs do Sydney, z połączeniem do
Brisbane. Wydaje mi się, że mogą być potrzebne wizy. Zadzwonię do konsulatu australijskiego i
sprawdzÄ™.
- Ho, ho! - Wendy była zaskoczona. - Zobaczę, co mogę zrobić. Skąd ten pośpiech?
- Aby nie zmienić zamiaru - rzekła Marissa. - Wyjaśnię ci w czasie podróży.
ROZDZIAA 9
5 kwietnia 1990, godzina 8.23
- Mój Boże! - westchnęła Wendy, czekając z Marissą na bagaż na lotnisku w
Brisbane. - Nie miałam pojęcia, że Pacyfik jest tak olbrzymi. - Czuję się tak, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl