[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Też cię kocham - odpowiedziała, jakby to było całkiem oczywiste.
Ich miłość, Emma, wspólne przeznaczenie.
Niezwykłe, jak łatwo zaakceptowała swą nową drogę, zważywszy na to,
że parę dni temu deklarowała, iż nie wierzy w nic, czego nie może zobaczyć lub
dotknąć.
- 172 -
S
R
- Chodzmy do domu - zaproponowała. - Szpital nas zawiadomi, jeśli
Tabby się ocknie.
Puścił Hope i zobaczył, że duch Lily Clark wreszcie blednie i traci
kontury.
- Dziękuję - powiedział pod jej adresem.
- Pomogłam, prawda? - Zjawa uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nie poradziłbym sobie bez ciebie. Sprawiedliwości stało się zadość, ale
Lily wciąż nie była gotowa na ostateczne pożegnanie.
- Dokąd idę? Jeśli ona umrze, czy trafi tam, gdzie ja?
Gideon nie musiał pytać, o kim mówi Lily.
- Nie, trafi zupełnie gdzie indziej. - Nie wiedział, gdzie i w jaki sposób,
ale był absolutnie pewien, że Lily już nigdy nie zobaczy swojej morderczyni.
- Są z ciebie bardzo dumni - szepnęła zjawa na pożegnanie.
- Kto?
- Twoi rodzice. - Lily Clark zniknęła tak, jak pęka bańka mydlana, i tylko
Gideon był tego świadkiem.
To jest jej prawdziwy dom. Nie apartament nad sklepem, nie dom, w
którym spędziła dzieciństwo, nie mieszkanie w Raleigh.
Ledwo przekroczyli próg, ktoś zadzwonił ze szpitala z informacją, że
Tabby zmarła. Wiadomo było, że zażyła truciznę, ale jeszcze jej nie ziden-
tyfikowano. Może upłynąć trochę czasu, zanim to się wreszcie uda.
Hope zamierzała zadzwonić do laboratorium w poniedziałek rano i
zmusić ich do podwojenia wysiłków w sprawie proszku, który Tabby cisnęła
Gideonowi w twarz. Istnieje szansa, że trucizny są podobne.
Gideon zdawał się rozkojarzony. Kochali się w milczeniu, bez jego
elektrycznych pieszczot i iskrzenia. Tylko na zakończenie rozświetlił się od
środka, jakby chciał jej podarować własną prywatną zorzę.
- 173 -
S
R
Kiedy ciepła poświata przygasła, nadal trzymał ją w uścisku. Gdyby od
czasu do czasu nie głaskał jej delikatnie, mogłaby uznać, że zasnął. Ale wie-
działa, że nie śpi.
- O czym myślisz? - zapytała. - Wiesz, że możesz mi powiedzieć
wszystko.
Przez dłuższą chwilę myślała, że zignoruje jej pytanie, ale wreszcie
odpowiedział:
- Nigdy nie widziałem moich rodziców po ich śmierci. Wszędzie, gdzie
się obrócę, widzę duchy, ale nigdy nie było wśród nich mamy i taty. Byłem na
nich wściekły, że nie wrócili. Przez chwilę byłem wściekły na cały świat.
Pozwoliła mu mówić, tylko koniuszkami palców głaskała go po twarzy.
- Kiedy rodzice zostali zamordowani, zacząłem lekceważyć wszelkie
zakazy. Miałem kłopoty z prawem. Pomyśl tylko, nie ma na świecie takich
zamków, których bym nie otworzył, i takich systemów ochronnych, które
stanowiłyby dla mnie przeszkodę. Elektryczność otwiera przede mną wszystkie
drzwi. Byłbym złodziejem, którego nic nie jest w stanie powstrzymać. Niewiele
brakowało, żebym poszedł tą drogą.
Ona jednak wiedziała, że Gideon nigdy nie zszedłby na manowce. Był
dobry i uczciwy do szpiku kości.
- Co cię powstrzymało?
- Mój brat. Moja siostra. Zwiadomość, że nawet jeśli ich nie widzę,
rodzice nadal mogą mnie obserwować.
- To było dawno temu, Gideonie. Czemu wracasz do tego w tej chwili?
- Lily Clark powiedziała mi, że rodzice są ze mnie dumni, jakby z nimi
rozmawiała. Może tak. I ty. Pod twoim wpływem zacząłem myśleć o sprawach,
z którymi się dotąd nie zmierzyłem. A Emma... Sam nie wiem, jak to ogarnąć.
- Nauczysz naszą córkę wszystkiego, czego cię nauczyli rodzice.
Niezależnie od tego, jakie będzie miała talenty, będziesz wiedział, w jaki sposób
- 174 -
S
R
mądrze je rozwijać. - Uśmiechnęła się przekornie. - A ja nauczę ją sztuki
samoobrony i strzelania z pistoletu.
Gideon pocałował ją w odpowiedzi. Do sypialni dobiegły dzwięki
muzyki. Stereo było nastawione na cały regulator. Honey i jej koleżanka,
czarnowłosy wamp, wydawały wielkie przyjęcie. Słychać było wybuchy
śmiechu. Zabawa najwyrazniej się rozkręcała.
Gideon poderwał się nagle.
- Tabby powiedziała, że dzisiaj wieczorem idzie na balangę. Czy
myślisz...
- Gideonie, jest sobotni wieczór. Ludzie się bawią. - Nie było informacji o
eksplozji w jakimś punkcie miasta. Może Tabby blefowała.
Ale on już wciągał spodnie.
- Przespaceruję się i rozejrzę trochę, na wszelki wypadek. Mam wrażenie,
że wiedziała, gdzie mieszkam. Jeśli podłożyła gdzieś bombę wcześniej w ciągu
dnia, to umieściła ją pod domem.
- Idę z tobą.
- Nie. - Nachylił się i pocałował ją w nos. - Zostań. Zaraz wracam.
Hope opadła na poduszki, ale nie chciało jej się spać. Poleżała kilka minut
i nie wytrzymała. Wciągnęła na siebie podkoszulkę Gideona i wyszła na dwór.
Oparła się o balustradę i przez chwilę obserwowała tłum na sąsiedniej posesji.
Obie kobiety udekorowały swój taras kolorowymi lampionami. Było strojnie i
egzotycznie.
Wszędzie tańczyli, pili piwo, śmiali się młodzi i piękni ludzie obu płci,
większość w kostiumach kąpielowych, choć nikt nie zbliżał się do wody. Hope
nie dostrzegła wśród nich Gideona, ale z tego miejsca widziała tylko fragmenty
domu. Nie widziała frontu ani miejsc, które Gideon zamierzał sprawdzić na
wypadek, gdyby jednak Tabby podłożyła bombę.
Honey wisiała na szyi młodego człowieka z długimi włosami i zabójczą
opalenizną. Brunetka również była zajęta, tańczyła z innym przystojniakiem.
- 175 -
S
R
Oboje byli ubrani w jakieś krzykliwe szmatki, a niedbałe fryzury były efektem
wielogodzinnej pracy stylistów.
%7łycie tych kobiet było dla niej całkowicie egzotyczne. Czy kiedykolwiek
była taka młoda? Czy tańczyła beztrosko, nie interesując się niczym poza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]